Kluczowe elementy serwisu.

Na fali sukcesów Jerzego Janowicza chciałbym przybliżyć kilka kluczowych elementów serwisu. Jest to bardzo ogólne potraktowanie tematu, ale może dać do myślenia niektórym osobom borykającym się z problemem serwisu.

           Na zdjęciu kolejno zaznaczone są etapy i elementy ustawienia, pracy ramienia i ciała. Na 1 zdjęciu widzimy wyjście z nóg do góry i w przód, wraz z opuszczaniem lewej reki, gdy jeszcze rakieta znajduje się głęboko za plecami. Ciało – mocno bokiem do siatki. Powoduje to rozciągnięcie dużych partii mięśniowych- brzucha, piersiowych, i ramienia. Widać już także opuszczanie lewego barku w celu nadania większego przyspieszenia i zasięgu prawej ręce.

           Na 2 zdjęciu widzimy uderzenie piłki w najwyższym punkcie przy wyciągniętym ciele zawodnika. Nie jest to najlepszy kąt do zaobserwowania tego, ale prawy bark jest znacznie wyżej niż lewy, co nie powoduje dużego naprężenia w stawie barkowym, gdyż ramie nie jest w linii prostej z ciałem. Widać już natomiast ułożenie nadgarstka i przedramienia w ten sposób, że widzimy kciuk z naszej strony- w wyniku rotacji wewnętrznej ramienia i pronacji przedramienia.

           Na 3 zdjęciu widać dalszy ruch ramienia po pronacji przedramienia. Prawy bark wysunięty do przodu. Nogi rozchodzą się – lewa do przodu szykuje się do lądowania, prawa w tył dla utrzymania równowagi, swego rodzaju przeciwwaga dla tułowia.

           Na zdjęciu nr 4 widzimy punkt kontaktu z ziemią – w korcie, na całej stopie, bo duża powierzchnia kontaktu ułatwia złapanie dobrej równowagi. Prawa noga odwiedziona nadal dla zachowania równowagi z wychylonym do przodu tułowiem. Rakieta kończy z lewej strony koło biodra.

           Kolejne etapy omówię w kolejnych odcinkach . Już szykuję zdjęcia zawodników, także naszych eksportowych 😉

Naciag tenisowy, czyli dusza rakiety.

Naciąg w rakiecie, często nazywany jest duszą, bo to on decyduje o końcowej charakterystyce czucia piłki na rakiecie. Odpowiada za dynamikę, kontrolę i siłę uderzenia. Możemy spotkać naciągi nylonowe (tzw. syntetyczne), poliestrowe, kewlarowe, tytanowe i naturalne. Różnią się między sobą parametrami. Również w strukturze naciągu z czasem zaszły ogromne zmiany. Możemy spotkać naciągi od jednordzeniowych, do tych z wieloma włóknami. Pomiędzy tymi skrajnościami zawierają się różne wariacje: od rdzenia z otoczką pojedynczą, z wieloma otoczkami, z dodatkowo ukształtowana otoczką zewnętrzną (np. kształt przekroju sześcianu, słońca), aż po wykorzystanie w tej samej strunie materiałów z różnych tworzyw.

Poniżej przedstawię wpływ zmiany różnych parametrów na efekt końcowy, czyli jak nam się gra kombinacją rakieta + naciąg:

– Gęsty przeplot strun w rakiecie np. 18 pionowych i 20 poziomych zwiększy nam kontrolę, ale zmniejszy dynamikę uderzeń i osłabi rotację. Oczywiście ma to sens przy porównywaniu tego samego naciągu w rakietach o tych samych parametrach poza ilością strun w pionie i poziomie.

– Rzadszy przeplot strun np. 16/19 pomoże uzyskać nam większą dynamikę, siłę uderzeń i większą rotację piłki, ale okupione to będzie mniejsza kontrolą.

– Większa główka rakiety – a właściwie powierzchnia naciągu – pomoże zwiększyć dynamikę i rotację piłki kosztem kontroli nad nią. Większa główka zazwyczaj pociąga za sobą większy obszar sweet spot, czyli tak zwanego czystego trafienia (powierzchni, która daje najlepsze możliwości wykorzystania potencjału rakiety i naciągu). Im bliżej ramy, tym ten potencjał mniejszy. Obecnie producenci rakiet prześcigają się w konstruowaniu rakiet, które będą miały sweet spot na jak największej powierzchni główki, bo to pozwala kontrolować piłkę nawet przy niecentrycznym, nieczystym uderzeniu.

– Mocniej naprężone struny w rakiecie dają większą kontrolę nad piłką, ale zmniejszają siłę, dynamikę oraz rotację. Zwiększenie naprężenia strun powoduje także mniejszy komfort gry, gdyż więcej niekorzystnych skutków uderzenia piłki będzie przekazywane poprzez ramę rakiety do – ogólnie ujmując – ciała zawodnika.

– Słabsze naprężenie strun rakiety zmniejsza kontrolę nad piłka (często przytaczany jest efekt katapulty). Uzyskamy za to większą dynamikę uderzeń i rotację, gdyż piłka dłużej znajduje się na strunach i „wgryza” się bardziej w rakietę.

– Cieńszy naciąg w rakiecie spowoduje większą dynamikę i siłę uderzeń oraz więcej rotacji piłki. Odbije się to korzystnie również na zdrowiu, bo naciąg przejmie większą ilość drgań (nie są one przenoszone na ramie zawodnika). Minusem zmniejszania średnicy naciągu jest niekorzystny wpływ na jego trwałość.

– Grubszy naciąg spowoduje, że wzrośnie trwałość i stabilność uderzeń – niektórzy nie do końca słusznie porównują to z kontrolą. Mniejsza dynamika naciągu powoduje, że piłka nie będzie miała efektu katapulty. Dlatego osoby często wyrzucające piłki za kort mogą czuć lepsze efekty, gdyż piłka nie będzie im uciekać z rakiety. Cieńszy naciąg da nam więcej rotacji i przez to osoby grające mocno rotacyjnie, wskażą ten naciąg jako dający im więcej kontroli nad piłka w trakcie gry. Grubość naciągu dobierać należy do stylu gry i wedle pewnego kompromisu miedzy trwałością a poszukiwaną charakterystyką sprzętu.

– Elastyczny naciąg pomoże nam uzyskać komfort gry, tak ważny dla osób z problemami zdrowotnymi – łokieć tenisisty, problemy z nadgarstkiem czy barkiem. Otrzymamy również większą dynamikę i rotację, ale okupione to zostaje większa procentową utratą naprężenia strun, a co za tym idzie trwałością.

– Sztywny naciąg pozwoli osiągnąć większą trwałość kosztem dynamiki i komfortu gry.

Podstawowe pytanie – kto Cię uczy gry w tenisa?

Do kogo w ogóle się udajemy na naukę tenisa? Czy pytamy o kwalifikacje, czy tylko o cenę i miejsce treningu? Jakie istnieją kwalifikacje w zawodzie trenera tenisa, jakie są szczeble i co one oznaczają dla Ciebie- szukającego instruktora, trenera, mistrza, przewodnika tenisa ?

Pierwszy stopień wtajemniczenia w nauczaniu tenisa to tytuł „instruktora tenisa”. Nadawany może być przez uczelnie wyższe o profilu sportowym – np. AWF-y oraz Polski Związek Tenisowy – przez stowarzyszenie trenerów. Nie mnie oceniać, który z nich lepszy. Obecnie tytuł wydawany przez AWF nie jest jednoznaczny z ukończeniem studiów na tej uczelni, zatem trafiają na kursy zupełnie przypadkowe osoby. Plusem posiadania takiego tytułu jest fakt usankcjonowania prawnego nauki innych ludzi tego sportu i to, że posiadający wykazał chęć zdobywania uprawnień i wiedzy. Minusem niestety jest przypadkowość trafiających tam osób, minimalna selekcja, zajęcia są prowadzone bardzo często weekendowo, a materiał często jest bardzo podstawowy. Egzamin prowizoryczny.

Drugi stopień to „trener tenisa II klasy”. Wymaga on ukończenia szkoły wyższej – w dowolnym kierunku oraz odbycia 2 letnich studiów. Najczęściej kursy prowadzone są przy AWF-ach, gdyż czas potrzebny na ukończenie, koszta kursu, selekcja przed rozpoczęciem nauki, eliminują osoby przypadkowe. Wymagane jest udokumentowanie praktyk trenerskich, zdanie egzaminu końcowego. Tytuł ten jest już dużo rzadziej spotykany u nauczających, gdyż wymagania jakie muszą trenerzy spełnić są wyższe, a nakład pracy potrzebny do pozytywnego ukończenia kursu większy.

Trzeci stopień to „trener tenisa I klasy”. Poza warunkami jakie musi spełnić na II klasę, aby wejść stopień wyżej, należy mieć udokumentowana prace w klubie tenisowym, osiągnąć z zawodnikami pewne minimum wynikowe, określone przez związek. Trenerzy I klasy to już elita. Osoby te najczęściej są aktywnie związane z sekcjami tenisowymi przy klubach tenisowych i zajmują się szkoleniem zawodniczym.

Ostatni możliwy do osiągnięcia stopień w tenisie to „trener klasy mistrzowskiej” . Obecnie w Polsce mamy około 6-10 osób, które mogą się pochwalić pracą i wynikami z zawodnikami z list światowego tenisa. Wymagany jest tutaj długi staż trenerski.

Możemy czasem trafić na nauczycieli W-F, którzy dorabiają na kortach. Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania, gdyż poza ograniczoną wiedzą przekazywaną na studiach nie posiadają kwalifikacji i prawnie nie są uprawnieni do wykonywania takiej pracy. Widzę natomiast ogromny potencjał w grupie tych osób w nauczaniu tenisa w szkołach. W uproszczonej formie, można nauczać elementów tej gry na zajęciach już dla najmłodszych, czy nawet w przedszkolach. Osoby po AWF-ie mają większe doświadczenie w nauczaniu ruchu, mają podstawy pedagogiczne, stąd uważam, że trafiając do takiego trenera to „mniejsze zło” niż do ostatniej podgrupy.

Ostatnia podgrupa nie jest usankcjonowana prawnie, czyli samozwańczy „trenerzy tenisa”. Proszę zwrócić uwagę, że cudzysłów nie jest tu przypadkowy 😉 Osoby te nie mają podstaw prawnych, często wiedzy i umiejętności by nauczać tej dyscypliny sportu. Nie posiadają zarejestrowanej działalności, a pytanie o fakturę za zajęcia wywołuje popłoch. Niestety pojawia się coraz więcej przypadkowych osób, które wietrzą pieniądze i stoją na korcie udając maszyny do podawania piłek. Czasem obserwując treningi na korcie obok, miąłem wrażenie, że odechciałoby mi się grać, jakby moje treningi tak wyglądały. Niestety często można w tej grupie odnaleźć byłych zawodników, którzy uczą tak jak ich uczono, czyli co najmniej kilkanaście lat temu, a przecież tenis zmienił się diametralnie i metody nauczania muszą za tym nadążać. Osoby takie nie maja wiedzy o nauczania, są natomiast zazwyczaj dobrymi sparingpartnerami dla osób szukających przeciwnika na wyższym poziomie.

 

Jakie skutki pociągają za sobą te szczeble kwalifikacji w odniesieniu do osoby poszukującej „nauczyciela” tenisa. Otóż w każdej kategorii możemy trafić na osobę, która nie będzie dostatecznie staranna, zaangażowana i posiadała chęci nauczenia drugiej osoby. Często osoby dobrze grające, nie są w stanie nauczyć drugiej osoby. Dobry zawodnik, jak w każdym sporcie, nie znaczy dobry trener. Jednak z duża dozą prawdopodobieństwa, możemy przyjąć, że im wyższe uprawnienia trenera tym większa jego wiedza i doświadczenie, które będzie mógł, przy odpowiednim zaangażowaniu, nam przekazać.

Na koniec zostawiłem problem licencjonowania trenerów. Obecnie związki sportowe mają obowiązek licencjonowania instruktorów, trenerów. Osobiście nie przystąpiłem do licencjonowania, gdyż uważam, że związek tenisowy nie propaguje tej dyscypliny dostatecznie w naszym kraju, a działania związane z licencjonowaniem są wymuszone dyrektywami z zewnątrz, pomagają licencjonować już uczących trenerów. Pracuję obecnie z najmłodszymi, dzieci 5-8 lat i z nimi na pewno nie będę posiadał udokumentowanych wyników sportowych, jakich oczekiwałby ode mnie związek. Przeprowadziłem kiedyś prosty sprawdzian – pytałem osoby dorosłe, które uczyłem tenisa, jakie są uprawnia trenerskie w tenisie i jakie posiadam JA – ich trener. Żadna osoba nie była w stanie mi odpowiedzieć na to pytanie. Może ludziom nie potrzeba fachowców? Może wystarczy druga osoba, po drugiej stronie siatki, co będzie odbijała piłkę nieco lepiej, niż oni sami ? Może zniesiemy kwalifikacje i będzie samowolka, tak jak są propozycje by zalegalizować doping. Ja jestem jak najdalej od takich wizji. Chciałbym zacząć uświadamiać ludzi w tym temacie, dlatego postanowiłem napisać powyższy artykuł. Teraz możesz zapytać z kim grasz 😉

 

Połamania rakiet.